Hospiterror.
Page 1 of 1
Hospiterror.
Nazywam się Johan Liebert. Przeklęty dzień mych narodziń.
12 dnia, Października, 1991 roku, o godzinie 4:32 podczas burzowej nocy narodziłem się w szpitalu
na Heinrich Hilderbrand Straße 22. Za tego czasu moja Matka, Maria Liebert miała 25 lat, jeszcze przed ukończeniem studiów prawniczych jej Ojciec, Daniel Milch działacz polityczny z ramienia Freie Demokratische Partei wydał swą córke za mąż za Ludwiga Lieberta, który już za tamtych czasów był znany jako światowej sławy pianista.
Już od Pradziadka Lukasa Lieberta moja rodzina zajmuje się tworzeniem muzyki w jej najlepszym wydaniu, a dokładnie na grze na fortepianie.
Ze mną nie miało być inaczej. Już od małego uważano by nie stała mi się krzywda w dłonie co mogło by zrujnować moją kariere muzyczna, dlatego też zawsze doglądały mnie 2 niańki. Gabriela Kremer oraz Eva Menkes. Mimo że nie zachowałem wspomnień z okresu dzieciństwa, zachowały się zdjecia. A dokładnie 1543 zdjęć na których widać mnie na terenie posiadłości.
Gdy miałem 5 lat mój Ojciec zatrudnił Oskara Pichlera, 64 letniego nauczyciela muzyki który miał mi wpoić gre na fortepianie gdyż Ojciec nie miał czasu osobiscie mnie uczyć z powodu częstych wyjazdów mających ukazać piękno muzyki klasycznej ludzią na całym świecie. Miło wspominam 7 lat spędzonych z tym starcem. W przeciwieństwie do Ojca dostrzegał on że wtedy potrzebowałem czegoś więcej niź gry na pianinie.
Miałem wszystko, prywatnych nauczycieli, sprzątaczki, gosposie, kucharzy, lecz tego czego mi brakowało to kontaktu z rówieśnikami. Pan Pilchler był w stanie to dostrzec i pod pretekstem usprawnienia pracy nadgarstków zapisał mnie na lekcje szermierki oraz tenisa co dało mi pretekst do opuszczania posiadłości. Niedługo po odejsciu Pilchera narodziła mi się siostra Eva Liebert,
i to właśnie wtedy Ojciec zadecydował że Frankfurt jest skończony i czas wyjechać tam gdzie wszyscy, do Ameryki. Za pomocą pośredników Ojciec zakupił wille w Los Angeles w stanie California.
Byłem wściekły na Ojca. Całe życie rodziny kręciło się tylko wokół niego. Nie przejmował się zdaniem nikogo. Nie obchodziło go to że mam tam przyjaciół, nauczycieli czy osiągniecia w zawodach sportowych. Nawet nie przeszło mu przez głowe że tutaj w Los Angeles będe musiał zaczynać wszystko od nowa. Oraz to że nie będe mógł odwiedzać starego Oscara Pilchera który był dla mnie wiekszym autorytetem od Ojca. Oczywiście Ojciec próbował mi wszystko wynagrodzić zatrudniając mi prywatnych nauczycieli oraz obdarowując mnie prezentami których nie potrzebowałem. Tam w Los Angeles świat biegł innym torem. Lecz i do tego potrafiłem się dostosować.
Nigdy nie miałem problemu z nauką. Mogłem zachować średnią 85% z testów bez przesiadywania nad książkami, co było błogosławieństwem dla mnie. Nigdy nie mogłem znaleść chwili odpoczynku. Spotkania ze znajomymi Ojca, koncerty fortepianowe, zajęcia z szermierki i tenisa oraz gdy miałem 15 lat doszło coś jeszcze, coś co odmieniło zmieniło moje życie. 14 Czerwca 2006 roku podczas treningu szermierki zostałem zaproszony na barbecue przez Grega Belangera, który szybko mi opowiedział że to barbecue organizowane przez jego przyjaciół i ktoś taki jak ja będzie tam mile widziany. Przeprosił mnie że tak poźno mnie informuje gdyż barbecue miało się odbyć jutro. Spisałem od niego numer telefonu "916-382-8340" oraz adres "354 Kelly Street", wiedziałem że miałem tam być na godzinę 16 i prosił mnie bym się nie spóźnił.
Z chęcia przyjołem zaproszenie gdyż brakowało mi towarzystwa odkąd wyprowadziłęm się z Frankfurtu.
Gdy szofer podwiózł mnie na barbecue przed bramą zauważyłem wiele zaparkowanych pojazdów, brama była otwarta i już z daleka było słychać gwar rozmów. Była to jedna z wielu posiadłości ustawionych do siebie szeregowo. Przyszło mi wtedy do głowy że być może dobrałem nie odpowiedni ubiór na przyjecie tej klasy, a ubrałem prostą marynarkę do ciemnych spodni. Było to pierwsze przyjecie tej klasy społecznej które przeżyłem. Gdy przekroczyłem brame ujrzałem mężczyzn i kobiety ubranych w czarne koszulki na których w wiekszości widniała swastyka. Wydało mi się to zabawne, zwłaszcza że przypomniałem sobie słowa Grega.
Ruszyłem niepewnie w kierunku zgromadzonych myśląc o tym w jaki sposób powinienem się przywitać z tego rodzaju towarzystwem. Lecz na szczeście wyratował mnie Greg który teraz był ubrany w czarną koszulke ze swastyką. Energicznie mnie powitał po czym zaczoł przedstawiać mnie reszcie towarzystwa. Gdy mnie przedstawiał zaczoł wymieniać moje nazwisko i to że pochodzę z Niemiec. Greg wiedział o mnie więcej niż byłem w stanie przypuszczać, już wcześniej musiał mieć na mnie oko. Byli tam ludzie z najróżniejszym wieku i statusie społecznym. Poczułem się w sród nich jak lepiej niż w domu. Panowała tu spokojna atmosfera mimo ostrej muzyki i tematów rozmów zgromadzonych. Pod koniec imprezy gdy wszyscy już wracali do domów podszedł do mnie kumpel Grega, Edward Wolf. Był to wysoki, postawny męzczyzna ogolony na łyso z wytatuowanymi ramiona które z chęcią ukazywał wszystkim w około. Z tego co się dowiedziałem podczas barbecue Wolf nienawdził czarnych, a jego nienawiść nie kończyła się jedynie na słowach. Gdy Greg zobaczył że rozmawiam z Wolfem zauważyłem zniesmaczenie na jego ustach. Wolf zaczoł od słania pochwał w moją stronę po czym przeszedł do rzeczy. Zapytał się mnie czy nie chciałbym nocą ruszyć z nim i jego "chłopakami"na miasto. Wiedząc co ma na myśli zgodziłem się po krótkim namyśle. Chciałem widzieć mine Ojca gdy zostane przyłapany na przeskrobaniu czegoś większego. Nie musiałem długo czekać na telefon od Wolfa. Zadzwonił do mnie dzień przed akcją dając mi kilka rad co odnośnie tego co powinienem zabrać i co powiedzieć rodzicą. Nastepnego dnia Wolf wysłał mi sygnał na telefon o godzinie 22:13 co było sygnałem bym wyszedł przed bramę willi. Ubrałem szybko szarą kurtkę oraz czapkę po czym wybiegłem przed bramę willi. Czekało tam na mnie czarne BMW z którego machał do mnie Wolf za kierownicy.
Szybko wskoczyłem na tylnie siedzenie gdzie dostrzegłem jeszcze 2 innych mężczyzn ubranych w czarne ubrania z czerwoną opaską na ramionach. Szybko się ze mną przywitali, przy okazji śmiejąc się z mojego młodego wieku. Nie speszyłem się wiedząc że mogę w sród nich czuć się bezpiecznie. Wkońcu nalezałem do rasy panów. Wolf zanim ruszył dał mi ubrania do przebrania się. Była to za duża bluzka na której widniał czarny orzeł trzymający swastykę, oraz czerwoną opaskę ze swastyką. Po wymianie kilku słów dowiedziałem się że bluzka wcześniej nalezała do Wolfa i że zawsze przynosiła mu szczeście. Gdy dojechaliśmy na miejsce jeden ze znajomych podał mi do ręki pałke teleskopową śmiejąc się przy tym żebym uwazał by nic nie stało mi się w rączki. Przyjołem od niego pałkę po czym wysiedliśmy z auta. Cały wieczór zszedł nam na poszukiwaniu i katowaniu czarnej ludnosci zamieszkującej okolice Los Angeles. Nie ukrywam że w życiu się tak nie bawiłem. Byli to ludzie którzy szanowali mnie nie ze wzgledu na Ojca ale za to że tak jak i oni pochodziłem od rasy panów. Polowanie na czarnuchów okazało się łatwiejsze niż myślałem. Powtarzaliśmy to z Wolfem co kilka miesięcy.
Starając się nie zaniedbywać nauki, oraz muzyki zaangażowałem się w ruch neonazistowski, na tyle na ile pozwalał mi na to czas. Miałem wiele środków które mogłem wykorzystać na tą zabawe. Wkońcu czym to było jak nie zabawą? Ukończyłem edukacje w wieku 19 lat wiedząc że dalsze życie będzie toczyło się jedynie wśród muzyki. Gdy kończyłem szkołe miałem za sobą 32 wygrane konkursy fortepianowe z czego 7 z nich było miedzynarodowych. Mój słuch był wyjątkowy. Objawiał się nawet podczas śpiewania piosenek o treści neonazistowskiej której miałem w zwyczaju coraz częściej słuchać. Polowania odbywały się coraz częściej i były coraz bardziej nieprzewidywalne. Na krótki czas to ja byłem organizatorem polowań i wtedy nabrały one rozpędu. Mimo że miałem ksywkę Piękny cieszyłem się ogromnym szacunek wsród rzeszy neonazistów. Byłem z siebie dumny że mogę tylę zrobić dla rasy panów.
Dnia 11 stycznia 2012 wracałem z konkursu fortepianowego który jak zwykle wygrałem. Panowała wesoła lecz cicha atmosfera w samochodzie, matka z siostrą cieszyły się z mego zwycięstwa, a Ojciec próbował skoncentrować się na drodze gdyż sytułacja była nie ciekawa. Było ciemno i padał lepki, gesty snięg, a droga była śliska. Moja matka kochała się rozwodzić nad moją przyszłośćią. I podczas gdy opowiedziała ona o tym że pewnie jeszcze przed 30 będę lepszy od Ojca, Ojciec próbując wtrącić słowo stracił panowanie nad pojazdem. Skręcił na lewy pas i to własnie wtedy uderzył w nas samochód ciężarowy. Wielka szkoda że wtedy nie zginołem.
Obudziłem się w szpitalu. Nawet nie wiem co to był za szpital. Obudził mnie ból i smród rozkładu który mnie otaczał. Chcąc złapać się za głowe trafiło do mnie że nie moge poruszyć prawą ręką, która była owinięta brudnymi szmatami na której wiłi się robaki. Z przerażeniem zaczołem zrywać z siebie brudne szmaty rorzucając robaki na boki. Wtedy dostrzegłem że nie jestem tam sam. Rozglądając się zauwazyłem że jestem w ciemnym pokoju gdzie z sufitu zwisały oczy z zamkniętymi powiekami. Wydając z siebie krzyk obudziłem potwory które spały w niewielkiej odległości odemnie. Potwory o humanoidalnych kształtach zaczeły warczeć i gulgotać w moim kierunku. Probowałem podnieść się do ucieczki lecz na próżno. Moje kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Do sali wbiegły 3 nastepne potwory ubrane w białe kaftany które szybko wyciągneły swe szpony w moim kierunku. Próbowałem się im wyrwać lecz utraciłem przytomność.
Jak nigdy nie znałem strachu tak gdy znów się obudziłem bałem się otworzyć oczy. Bałem się ujrzeć to co pamietałem z mojego wybudzenia. Lecz nawet gdy miałem zamkniete oczy, czułem wokół zapach rozkładu oraz dźwięki nie przeznaczone dla mych niezwklych uszu. Gulgotania, warczenia, mlaskania, piski nie ustępowały. Siedziałem tak kilka godzin udając że śpie. Do czasu gdy przybył do mnie potwór który jak u wejścia pachniał jak siarka. Podszedł na tyle blisko że czułem że przybył do mnie. Zaczoł piszczeć w moim kierunku co było katorgą dla mych delikatnych uszu. Dotknoł swymi szponami mego czoła po czym odszedł a ja dziękowałem Bogu że nadal żyje. Podczas gdy udawałem że śpie odkryłem że potrafie odróżnić słowa które wypowiadają potwory. Gdy podłuchiwałem je nauczyłem się ich słuchać, rozmawiały o rzeczach trywialnych tak jak... Ludzie. Nie wiedziałem czy trafiłem do piekła, zresztą nadal tego nie wiem. Ale zaczołem się orientować w mojej sytułacji. Musiał to być szpital dla potworów. Tylko co robiłem tam ja? Wywodzący się z rasy panów człowiek? Jako posiłki dostawałem kawałki ochłapów które smakowały gorzej niż to co jedli bezdomni ze śmietników. Jadłem jedynie żel który dostawałem w brązowym naczyniu gdyż jako jedyny był zjadliwy.
Potwory z wielkimi szponami w białych kaftanach dopadły się wkrótce do mej ręki. Ruszająć ją oraz piszcąc o rehabilitacji, wiekszy potwór pozbawiony twarzy z rozdartym brzuchem wygulgotał plan przeniesienia mnie do kliniki na rehabilitacje. Podczas całego pobytu nie odezwałem się ani słowem.
Pewnego dnia zostałem ubrany w Niebieską szmate i zostałem zaprowadzony na dwór gdzie czekał na mnie pojazd poruszający się na 4 wielkich oczach które na zmiane mrugały. Sama kabina do której mnie wsadzono wykonana była z mięsa wołowego. Obok mnie usiadł potwór który gubił kawałki twarzy i chodził wsparty o wielkiego węża. Na niebie widniała nieprzenikniona dziura która musi zastępować potworą słońce. Z dzwiękiem szczekania ruszyliśmy. Podczas podrózy schowałem głowe w kolana gdyż nie chciałem widzieć tego co się działo do okoła mnie. Był to świat nie przeznaczony dla mych oczu. Gdy z nieba znikła dziura a pojawił się krwisto-czerwony uśmiech zostałem poklepany w ramię przez potwora gubiącego kawałki twarzy. Wysiadłem z pojazdu i ruszyliśmy w kierunku budynku który zapowowiadał jedynie terror.
Szybko zostałem poinformowany że jest to klinika w której moje ciało powróci do zdrowia a zwłaszcza prawa ręka bez której nie mogę grać na fortepianie. Widać potwory też kochają muzykę.
Być może dlatego nadal jestem utrzymany przy życiu.
Gdy przekroczyliśmy ogromne usta, ruszyliśmy przez schody które jęczały przy każdym kroku.
Weszliśmy do pokoju. Pierwsze co ujrzałem był to fortepian. W swiecie potworów fortepian był nadal taki sam. Bez słowa ruszyłem w jego kierunku i wykorzystując do tego lewą ręke zagrałem krótki utwór wolny utwór. Brzmiał jak słowa Boga wśród tych dźwieków roznoszących się do okoła mnie. Usłyszałem klaskanie potwora z gubiącego kawałki twarzy który ukazał mi swe kły w geście uznania.
Każdy dzień przebiegał na zajeciach z potworami które starały się przywrócić mnie do zdrowia.
Wtedy zdałem sobie sprawę że nic mi nie grozi. Być może tutaj w piekle muzycy są na wagę złota?
Zaczołem do nich przemawiać. Mój głos pozostał nie zmieniony. Potwory spełniały każde moje żądanie.
Lecz jedenie wziąż pozostało fatalne. Najgorsze były noce.
Każdej nocy kładąc się spać marzę o tym by świat powrócił do tego z przed wypadku, lecz na próżno. Każdego ranka podnosząc się widzę ten obrzydliwy świat, w którym nie ma dla mnie miejsca. Żyję posród nich udając że wszystko jest w porządku i będe to kontynułował do końca mych dni, tylko po to bym mógł powrócić do gry na fortepianie. Ciągnołem to przez 3 miesiące, odliczałem każdy dzień tego piekła. Wróciło mi częściowe czucie w prawej ręce lecz nadal czułem wielkie braki podczas gry na fortepianie. Często śpiewam piosenki z przed lat by zagłuszyć dzwięki dochodzące mnie z zewnątrz. Lecz mogę to robić jedynie gdy jestem sam gdyż potwory zaczynają na mnie warczeć lub nawet próbują mnie skrzywdzić. Pewnego dnia gdy brałem kąpiel w czerwonej mazi, usłyszałem Sonatę Księżycową Beethovena. Gdy wyskakując z mazi pobiegłem do fortepianu zobaczyłem że na fortepianie gra mój stary nauczyciel Oskar Pilcher który po chwili zamienił się w potwora gubiącego kawałki twarzy. Wtedy zdałem sobie sprawe że to nie jest piekło. Podczas tych 3 miesięcy ani razu nie spojrzałem w lustro, Coś we mnie wybuchło, chwyciłem za nóz do obierania kwaśnych kul które kolorem przypominały obrazy ekspresionistyczne i poderżnołem sobie nim gardło. Nie chce znać prawdy.
Imię: Johan
Nazwisko: Liebert
Wzrost: 182 cm
Waga: 67 kg
Leworęczny.
Wygląd: Bląd włosy, niebieskie oczy, wysokie czoło, mały nos, delikatne rysy twarzy, podkrążone oczy spoglądające się w dal, drobne usta, ciało atlety.
Charakterystyka: Znakomity słuch, wysoki intelekt, spokojne usposobienie, krzywienie się na widok rozmówcy, typ obserwatora, trudności z zachowaniem kontaktu wzrokowego, skłoności do agresji przy kontakcie fizycznym, oraz do samookaleczania.
Page 1 of 1
Permissions in this forum:
You cannot reply to topics in this forum